O Robyn Schneider słyszałam już przy okazji jej poprzedniej wydanej w Polsce powieści – Początku wszystkiego. Ileż ta książka miała pozytywnych recenzji! I ileż razy pojawiła się na bookstagramie, kusząc tak piękną okładką, jak i intrygującym opisem. Kiedy więc Wydawnictwo Otwarte wprowadziło kolejną jej powieść, szybko się za nią zabrałam. Jak myślicie, czy Dzień ostatnich szans mi się spodobał, a krążące wokół niego pozytywne słowa uważam za słuszne?
Oscar Wilde powiedział kiedyś, że umieć żyć to najrzadsza rzecz na świecie, bo większość ludzi jedynie egzystuje i to wszystko. Nie wiem, czy miał rację, ale wiem, że ja bardzo długo tylko egzystowałem. A teraz zamierzam żyć.
Lane zaplanował całe życie – miał mieć dobre wyniki, brać udział w konkursach, a wreszcie dostać się na wymarzony uniwersytet. Nie przewidział jednak jednego: życie nie zawsze układa się tak, jak tego chcemy. Zamiast więc w mury prestiżowej uczelni, Lane trafia do ośrodka dla chorych na lekoodporną gruźlicę. To tam ponownie spotyka Sadie, której sposób życia diametralnie różni się od jego. Wkrótce, pod wpływem jej oraz zaleceń lekarzy, zaczyna przewartościowywać własne życie.
Tak, to kolejna młodzieżówka o umieraniu. Robyn Schneider ukazuje jednak ten wiele razy wykorzystywany motyw w nieco inny sposób. Po pierwsze, nie skupia się na złej stronie, ale próbuje wyciągnąć na pierwszy plan pozytywy. Po drugie, w końcu wszyscy umieramy. Każdego dnia jesteśmy coraz starsi, a autorka udowadnia, że warto wykorzystać każdą chwilę i przeznaczyć ją nie na zamęczanie się w wyścigu o jak największą liczbę sukcesów (nawet takich, które nie mają dla nas większego znaczenia)*, ale na to, by przeżyć to życie jak najlepiej. By cieszyć się każdym momentem.
Może brzmi to nieco banalnie, ale autorka ubiera to przesłanie w taką historię, dzięki której całość nabiera na oryginalności (choć nadal nie jest to książka mówiąca o tematach zupełnie nowych w literackim świecie). Nie ma tu też zbędnego moralizowania. Wnioski każdy powinien wyciągnąć sam. Dlatego też spomiędzy kolejnych wersów wyłania się niejedno znaczenie. Niejeden "morał", który zachęca do refleksji nad sobą, swoim życiem oraz kontaktami z innymi ludźmi. W końcu w Dniu ostatnich szans autorka przedstawia również podziały – czy to ze względu na inne poglądy, czy też na samą chorobę, która zmienia sposób postrzegania osób nią zarażonych.
W powieści Robyn Schneider akcja przebiega spokojnie. Autorka nie śpieszy się, nie stara się atakować co kilka stron zwrotami akcji. Kolejne wydarzenia oraz ich tempo odwzorowują dość powolny sposób życia przebywających w ośrodku Latham osób, przedstawianych na zmianę z punktu widzenia Lane'a i Sadie. Obserwujemy więc godziny lekcyjne mijające na nieśpiesznym rozwiązywaniu zadań, przerwy spędzane w sali telewizyjnej lub łóżku. Wszystko przerywane atakami kaszlu. Szybsza akcja pozbawiłaby fabułę sensu, a przedstawione wydarzenia stałyby się niewiarygodne, nierealistyczne.
Dzień ostatnich szans choć na rynku wydawniczym nie jest czymś zupełnie oryginalnym, i choć odnalazłam w niej kilka językowych "zgrzytów", to nadal pozycja bardzo dobra. To opowieść o życiu i umieraniu, o przyjaźni i miłości, a wreszcie o tym, jak choroba potrafi zmienić postrzeganie świata (nie zawsze na gorsze!). Warto się z nią zapoznać, ale ostrzegam – historia Lane'a i Sadie zaraża chęcią zmiany hierarchii własnych wartości.
Tytuł: Dzień ostatnich szans
Tytuł oryginały: Extraordinary Means
Tytuł oryginały: Extraordinary Means
Autor: Robyn Schneider
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive
*nie chodzi jednak o to, by nie mieć pasji
Brzmi z pewnością o wiele ciekawiej od poprzedniej książki tej autorki ;) Nie byłam zachwycona Początkiem wszystkiego, ale z kolei Dzień ostatnich szans zaciekawił mnie już od pierwszej zapowiedzi. Na pewno sięgnę po nią w najbliższym czasie, tym bardziej jeśli autorka potrafi dodać jakiś element oryginalności do tego nieco oklepanego tematu, jakim jest choroba u nastolatków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Kochamy Książki
Zdecydowanie warto! Sama nie wiem jak wypada pierwsza książka tej autorki (szkoda, że Tobie niezbyt się podobała :(), ale z tą warto się zapoznać :)
UsuńNie czytałam jeszcze poprzedniej książki autorki i to właśnie od tej będę chciała zacząć z nią przygodę. Chociaż powyższa ma piękną okładkę i ciekawi opis, to jednak nie intryguje mnie do tego stopnia, by mieć ją natychmiast u siebie :)
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście piękna! :)
UsuńBrzmi dość ciekawie, a że widziałam tę książkę w szkolnej bibliotece, to pewnie za jakiś czas po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zachęciłam :)
UsuńTo chyba jedna z lepszych książek młodzieżowych, którą miałam okazję przeczytać :) Może temat nie jest szczególnie oryginalny, ale wybija się na tle powieści tego typu, także całkowicie się z tobą zgadzam :)
OdpowiedzUsuń5! Cieszę się, że Tobie również się spodobała :)
Usuń