O słoiku pełnym pocałunków – Tysiąc pocałunków


Nie słyszałam wcześniej o Tillie Cole. Nie kojarzyłam żadnej z jej książek. Tysiąc pocałunków zapowiadało się jednak tak cudownie, że od razu, na długo przed premierą, wpisałam tę powieść na listę "do przeczytania". Nie tego się jednak po niej spodziewałam. I choć nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak na niektórych była wzruszającą, dającą do myślenia lekturą. Ale zacznijmy od początku!

Ofiaruję ci więcej pocałunków niż tysiąc. Podaruję ci dwa, trzy lub cztery tysiące.
 Kiedy miłośniczka przygód, Poppy, ma 8 lat, jej ukochana babcia umiera. W swych ostatnich chwilach podarowuje dziewczynce słoik pełen serduszek. Serduszek, na których ma zapisać tysiąc najpiękniejszych pocałunków swojego życia. To wtedy orientuje się, że istnieje tylko jeden chłopiec, z którym chciałaby przeżyć tę przygodę. Niestety po kilku latach wyjeżdża, zostawiając ją z niepełnym słoikiem. Mimo że przyrzekali sobie na siebie czekać, Poppy zrywa kontakt z Runem. Kiedy chłopak wraca do miasteczka, nic nie jest takie, jak dawniej.

Zauroczył mnie sposób, w jaki przez pierwsze kilkadziesiąt stron Tysiąca pocałunków autorka przedstawia relację Poppy i Rune'a. Z uśmiechem na twarzy czyta się o kolejnych wydarzeniach dzieci, a później nastolatków. Z zaciekawieniem obserwuje przejście od przyjaźni do miłości. Ta część niestety szybko się kończy, a kolejne kartki książki to wyciskacze łez, których nie próbujcie czytać bez paczki chusteczek pod ręką.Z naprawdę dużą paczką.

Podchodzę bardzo emocjonalnie do tego typu historii. Zazwyczaj czytam powieści podczas zajęć. Z tą nie mogłam przekroczyć progu własnego pokoju ze strachu przed rozklejeniem się. Pojawiający się w około 1/3 książki zwrot akcji sprawił, że zaczęłam zastanawiać się nad odłożeniem książki. Nie dlatego, że to nie tego się spodziewałam po opisie i poprzednich stronach, ale dlatego, że za bardzo przywiązałam się do tej historii, a podjęty przez autorkę temat oddziałuje na mnie w zbyt wielkim stopniu. Tak więc książka wracała na półkę co kilkadziesiąt stron i sięgałam po nią ponownie, kiedy emocje opadły.

Mimo że Tillie Cole wykreowała wspaniałych bohaterów i mocną opowieść, do powieści mam też kilka zastrzeżeń. W dialogi wkradło się zbyt wiele patetyzmu. Nie znam nikogo, kto mówiłby tak podniosły tonem jak Poppy. Rozmowy stają się melancholijne. Skupiają się przede wszystkim na jednym temacie. Na jednym problemie, którego Wam nie zdradzę, żeby nie zepsuć Wam tej powieści.
Może jesteśmy jak ten wiśniowy kwiat, Rune. Jak spadająca gwiazda. Może kochaliśmy za mocno, zbyt wcześnie. Może płonęliśmy tak jasno, że musimy zniknąć.
W narracji prowadzonej z dwóch punktów widzenia (Poppy i Rune) patetyzm jest równie częstym gościem. Towarzyszą mu powtórzenia. Bohaterowie bezustannie zapewniają się o wiecznej miłości. Po policzkach ciągle "spływają samotne łzy", Rune "kreśli leniwe wzory" gdzie popadnie, a "jego serce spowija mrok". Te wyrażenia pojawiają się zdecydowanie za często. Styl pisania Tillie Cole jest jednak bardzo przyjemny.

Czytając, miałam wrażenie oglądania cudzego snu. Oniryczna atmosfera ma swoje plusy i minusy. Spadające płatki kwiatów, idealizacja wszelkich aspektów życia, oglądanie wschodów słońca,... wszystko razem tworzy magiczny, ulotny obraz, ale, po raz kolejny, zbyt nierzeczywisty. Codzienność zderza się z tą cudownością. Ponadto autorka wplata w fabułę symboliczne znaczenia, co jeszcze bardziej podkreśla ten klimat. Poza tym zachowaniu Poppy brak jakichkolwiek negatywnych emocji, przez co sama bohaterka wydaje się nieco odrealniona.

Tysiąc pocałunków to nieco monotematyczna, choć nadal piękna opowieść. To historia o miłości od kołyski aż po grób,  o uśmiechach z promieniami słońca i sercach z poświatą księżyca. To emocjonalny rollercoaster! Nie zabierajcie się za nią w miejscach publicznych. Załamanie gwarantowane.

Tytuł: Tysiąc pocałunków
Tytuł oryginału: Thousand Boy Kisses
Autor: Tillie Cole
Wydawnictwo: Filia

Za egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwu Filia

10 / dodaj komentarz:

  1. Próbowałam czytać "Raze" tej autorki i łomatkonigdywięcej. Jakoś tak 50 stron "Raze" zraziło mnie do tego stopnia, że chyba po nic więcej Cole nie sięgnę. Chociaż z jednej strony naprawdę od dawna szukam potężnego wyciskacza łez. Ale z drugiej przeraża mnie to, co napisałaś w zastrzeżeniach. Więc jednak podziękuję i poczytam coś innego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie właśnie, potencjał tej historii jest ogromny, dlatego tym bardziej zaluje, że bie zostal wykorzystany

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo wrażliwa, ale książki mnie nie wzruszają. Jestem ciekawa, jak byłoby z tą historią...

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie wypowiedzi w tej powieści są zdecydowanie przesadzone - kwieciste i melodramatyczne aż do przesady. Mi aż tak bardzo to nie przeszkadzało, a książka wyjątkowo mnie wzruszyła.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też nie przeszkadzało to jakoś super bardzo, bo jednak tworzyło ten oniryczny klimat, ale jednak nie dało się nie dostrzec w tym przesady i przez to oraz monotematyczność rozmów książka nie jest aż tak dobra jak mogłaby być.
      Wzrusza od początku, zdecydowanie!

      Usuń
  5. Niedługo ta książka będzie i umie i mam nadzieję, że wyleję nad nią wiele łez. Oczekiwania mam duże, ale myślę, że je spełni. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawiam się nad sięgnięciem po tę książkę, chociaż trochę boję się, że się przy niej rozkleję :D może się na nią zdecyduję ;)

    litery-na-papierze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Też wcześniej nie słyszałam o tej autorce, ale chciałabym przeczytać tę książkę. Obecnie nie mam głowy na czytanie, więc najprędzej w wakacje ją przeczytam. Zaciekawił mnie ten zwrot akcji, który spowodował niezłe baam! :D
    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  8. Już się przyzwyczaiłam, że Fillia wydaje same wyciskacze łez, dlatego ta pozycja nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem...

    czytamogladampisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń